Pasażerowie pociągu Canadian Metro stali się świadkami pewnego wzruszającego zdarzenia. Zobaczyli bowiem, jak starsza kobieta wyciąga rękę do młodego mężczyzny, który wrzeszczy i rzuca obelżywe słowa, wprawiając podróżujących w spore zaniepokojenie. Zatroskanie tej kobiety uspokoiło jego wzburzone emocje, bo po chwili opadł na kolana i zalewając się łzami powiedział: „Dzięki, babciu”. Następnie wstał i poszedł ku wyjściu. Kobieta ta później przyznała, że była nieźle wystraszona, ale jest matką i widziała, że człowiek ten potrzebuje czyjegoś współczującego dotyku. Mimo, że zdrowy rozsądek nakazywał jej, żeby się do niego nie zbliżać, podjęła ryzyko okazania mu miłości.
To właśnie jest współodczuwanie na miarę Jezusa. On nie uległ przerażeniu towarzyszących Mu ludzi, kiedy zdesperowany, pokryty trądem człowiek podszedł, żeby błagać o uzdrowienie. Nie był też bezsilny, jak uczeni w Piśmie rabini, których jedyną reakcją było oburzenie, że mężczyzna wnosi do wioski groźną chorobę (III Mojżeszowa 13:45-46). Zamiast tego, Jezus podszedł do kogoś, kto przez całe lata nie był przez nikogo dotykany, i uzdrowił go.
Na całe szczęście, dla tego człowieka i dla nas, Jezus przychodzi, aby zaoferować coś, czego nie zaoferuje nikt inny—dotyk Jego ręki i zarazem serca.